Brad Shore
Brad Shore licencjonowany terapeuta
Emocjonalne kazirodztwo. Czym jest i jak na nas wpływa?
Porozmawiajmy o emocjonalnym kazirodztwie. To takie trochę dziwaczne określenie. Kiedy słyszymy słowo "kazirodztwo", wzdrygamy się. I słusznie, bo to jest właściwie bardzo niezdrowe i nie pomoże nam to w rozwoju i dojrzewaniu w żaden sposób, który byłby korzystny dla nas w przyszłości. Uniemożliwia to nasz rozwój, przytłacza w jakimś stopniu i burzy nasze granice w niezdrowy sposób. Nie ma nic dobrego w kazirodztwie, czy to fizycznym, czy, jak w tym przypadku, kazirodztwie emocjonalnym.
Dziecko doświadczające emocjonalnego kazirodztwa posiada rodzica, który je po prostu tłamsi. Rodzic stawia własne potrzeby na pierwszym miejscu, przejmują one potrzeby dziecka. Innymi słowy, rodzic jest w jakimś stopniu nieszczęśliwy.
Weźmy taki przykład. Mamy rodzinę, w której małżeństwo jest bardzo nieudane. To może być którykolwiek z rodziców, ale ja skupię się na matce. W związku ze swoim mężem jest nieszczęśliwa, mają rozmaite problemy. Więc ona psychicznie i emocjonalnie odseparowuje się od męża. I co wtedy? W domu są dzieci. Nie zawsze, ale zazwyczaj najmłodsze dziecko staje się celem. Ona zamienia je w swojego mini-męża, zastępczego męża, by w ten sposób zaspokoić swoje potrzeby, gdyż jej małżeństwo jest naprawdę okropne.
Często rodzic nie zdaje sobie sprawy z tego, że to robi, ma wobec dziecka jak najlepsze zamiary. To sprawia, że jest to podstępny proces, który może być trudny do przepracowania w terapii oraz w późniejszym życiu dziecka.
Z jednej strony z zewnątrz, dla obcych ludzi, wygląda to na kochającego rodzica, który poświęca dziecku dużo uwagi. Ale tak naprawdę rodzic ten używa swojego dziecka do podniesienia poczucia własnej wartości, znalezienia własnej drogi w świecie. To jest wykorzystywanie drugiej osoby. A to oznacza, że kiedy się kogoś wykorzystuje, nie chce się go tak naprawdę poznać jako osoby, poznać autentycznego "ja" dziecka. Wykorzystując dziecko, nie zagłębiamy się, nie chcemy wiedzieć, co się tak naprawdę dzieje. Ta miłość, jeśli można to nazwać miłością, jest na pewnych warunkach. Rób to, co mówię, zachowuj się tak, jak ja chcę i słuchaj o wszystkich moich dorosłych problemach. Zajmij się mną, bądź przy mnie, ale za to ja nie chcę zbyt wiele wiedzieć o tobie, a jeśli już coś o tobie chcę wiedzieć, to niech to będą rzeczy, które mi się podobają. Dziecko odbiera to w mniej lub bardziej subtelny sposób. To może być wymowne spojrzenie lub słowa, kiedy rodzic mówi: "Zamknij się, nie chcę tego słuchać".
Co by to nie było, dziecko odbiera te komunikaty, uczy się, że nie może być sobą, nie może być autentyczne. Tak powstaje emocjonalne kazirodztwo. Rodzic przejmuje kontrolę nad dzieckiem, by zaspokoić własne potrzeby, aby w pewnym sensie zadowolić samego siebie. Tu nie musi dochodzić do jakiś seksualnych rzeczy, mówimy tylko o emocjonalnym kazirodztwie. Rodzic, który to robi, nie musi koniecznie mieć zdiagnozowanego zaburzenia osobowości, ale często tak właśnie jest. Zazwyczaj jest to narcystyczne zaburzenie osobowości, rodzic przejmujący kontrolę nad dzieckiem najczęściej jest narcyzem.
Rozwój dziecka może zostać zahamowany na wiele sposobów, trudno wszystkie tu teraz wymienić. Podam kilka przykładów. Jeden z nich to rozwój tożsamości dziecka. Etapy, przez które przechodzimy podczas dorastania, kiedy zaczynamy poznawać siebie i czuć się komfortowo we własnej skórze, i szukamy własnej drogi w świecie, jakby uczymy się, jakie są granice z naszymi rodzicami, że są dla nas i kochają nas, to jednak również będą nas dyscyplinować. Niekiedy może być jakiś konflikt. Jednak potem konflikt zostaje rozwiązany, buziak na zgodę, przytulanko, wszystko jest w porządku. W ten sposób uczymy się, na czym polegają zdrowe relacje.
Z tłamszącą matką czy tłamszącym ojcem, z emocjonalnym kazirodztwem, nie nauczymy się tego. Rozwój dziecka zostaje zdławiony, ponieważ nie doświadczyło takich sytuacji. Dziecko nie rozumie więc, jakie są granice, ma poczucie, że zostało zdominowane, pewnie nawet nie potrafi wyrazić słowami tego, co się dzieje. Może nie czuć się wystarczająco komfortowo, by podzielić się swoimi uczuciami, na pewno nie w domu, ponieważ nikt go nie słucha, a matka - to już w ogóle. To się potem przenosi na szkołę, w której również obawia się dzielenia swoimi emocjami z rówieśnikami lub z przyjaciółmi. W ten sposób mamy dziecko, które trzyma wszystko w sobie i próbuje się z tym kryć. Jakby chciało być niewidzialne, bo nie wie, jak dzielić się uczuciami, czy też, że w ogóle ważne jest dzielenie się swoimi uczuciami czy emocjami oraz poznawanie siebie.
Kolejnym problemem jest nadmierne przywiązanie do matki. Więc nawet jeśli dziecko chciałoby, czasem podświadomie, oderwać się, to nie może, ponieważ w istocie jest tym małym dzieckiem dorastającym przy całej tej otoczce emocjonalnej. Więc zdaje się na matkę i widzi świat jej oczami. Wszystko, co robi, to odzwierciedlanie tego, co matka ma na myśli. Tak więc mamy do czynienia z nadmiernym przywiązaniem do matki i gniewem na tę sytuację, ale dziecko nie zdaje sobie nawet sprawy z tego gniewu, ponieważ jest zbyt młode, aby zrozumieć, jak bardzo ta sytuacja je wkurza. Dodatkowo mamy do czynienia ze złymi wzorcami do naśladowania.
Zakładając, że stoi za tym matka, to na czym polega rola ojca? Kim tu jest tata? Czemu mnie nie uratuje? Czemu tata nie jest równy mamie? Dlaczego tata "nie troszczy się" o to, że znam jego zdanie, że mnie uczy i ma wpływ na moje życie, że mnie "uratuje"? To prawie tak, że dziecko chce być uratowane przez ojca. Ale nic takiego się nie dzieje. Teraz mamy zły wzór do naśladowania odnośnie do roli ojca i roli męża w związku. Bo oczywiście można to odwrócić, kiedy to ojciec jest tym tłamszącym rodzicem.
To ty jako ojciec kreujesz problemy między rodzeństwem. Powodujesz, że dochodzi do rywalizacji pomiędzy rodzeństwem. Jeśli jest rodzic, który wyraźnie faworyzuje jedno ze swoich dzieci, to z całą pewnością prowadzi to do problemów. Faworyzowane dziecko staje się księciem lub księżniczką. Jego bracia i siostry mogą starać się to maskować, nie mogą pomóc, jednak dostrzegają, co naprawdę się dzieje. Trudno ich obwiniać za to, że są zazdrośni czy źli na to, że ich brat lub siostra jest traktowany ze szczególną uwagą. Złoszczą się, wpływa to na ich relacje i samoocenę oraz zastanawiają się, czy to ich wina, co zrobili źle. Tak więc i na nie spada ten ciężar. Oraz złoszczą się na to dziecko, które jest księciem/księżniczką, chociaż ono - ofiara, to tłamszone dziecko, nie chce tego, nie chce mieć z tym nic wspólnego. Ale ponieważ jest młode i nie rozumie tego jeszcze, to wszystko się na nim odbija, tak się po prostu dzieje. I doprowadza to do rozmaitych problemów pomiędzy rodzeństwem.
To jest tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o emocjonalne kazirodztwo, ale mam nadzieję, że trochę przybliżyło wam sprawę. Rodzice, jeśli tego słuchacie i zachowujecie się w ten sposób... zróbcie krok w tył. Naprawdę daleko w tył, pozwólcie dziecku rozwinąć się samemu, z waszymi wskazówkami, ale nie wychowujcie dziecka w celu spełniania waszych własnych potrzeb. Na dłuższą metę to je tylko skrzywdzi. Jeśli jako dziecko zaczynasz to zauważać, może wchodzisz w wiek nastoletni i masz już więcej do powiedzenia, to czas porozmawiać z tym rodzicem. Daj mu znać, co się dzieje i że nie będziesz już tego dłużej tolerować. Jesteś osobą mu równą i nie chcesz, aby te niezdrowe granice jakby przenikały na wszystkie aspekty waszych relacji. Postaw na swoim i zażądaj tego, czego potrzebujesz dla własnego zdrowia. A jeśli rodzic nie może się z tym pogodzić? Cóż, trudno. Jeśli rodzic się zdenerwuje? Trudno. Musisz zadbać o siebie, powstrzymać te wyniszczenie. To może sprawić, że rodzic będzie naprawdę zły, wiesz to na pewno. Jeśli ktoś mu coś wytyka, może to go zdenerwować. Może nie chce stawić czoła własnym problemom, przez które zaczął ten proces przejmowania, tłamszenia i emocjonalnego tłumienia własnego dziecka. Dziecko tym dotknięte musi stanąć we własnej obronie, kochać siebie na tyle, by być może nawet całkowicie odsunąć się od rodziny, czasem jest to konieczne.
Trauma psychologicznego uwikłania.
Większość z nas wie, na czym polega psychologiczne uwikłanie, ale czy istnieje trauma z tym związana?
Krótko mówiąc - tak, trauma uwikłania istnieje. Dochodzi do tego, kiedy jesteśmy bardzo zaplątani, zaangażowani i uwikłani w życie i potrzeby drugiej osoby. Zauważamy, że nie potrafimy kontrolować własnego emocjonalnego zaangażowania w sprawy drugiej osoby. Czujemy się jak wciągnięci w próżnię. Nasza tożsamość zostaje uwikłana i splątana z tą drugą osobą lub osobami. Mamy nadmierne poczucie odpowiedzialności za kogoś innego. Możemy również mieć poczucie winy lub odczuwać niepokój z powodu bycia uwikłanym z tą osobą i czekaniem, jak się sprawy potoczą. Bardziej martwimy się tym, jak ktoś inny coś przeżywa niż my sami. I nie możemy czuć się szczęśliwi, jeśli ta druga osoba nie jest zadowolona. Opieramy własne zadowolenie na tym, jak ktoś inny sobie z czymś radzi, przez co przechodzi. Obawiamy się jakiegokolwiek konfliktu z tą osobą lub grupą ludzi.
Powyższe przykłady, które wymieniłem, to właśnie trauma uwikłania. To, jak wychowują nas rodzice, jakie mamy wzorce do naśladowania, jak zostajemy ukształtowani przez rodziców, tak to się wszystko zaczyna. Jest to wyuczone i uwarunkowane zazwyczaj w dzieciństwie. Kiedy "helikopterowi rodzice" próbują wszystko kontrolować i obserwować. Nie pozwalają dziecku rozwinąć skrzydeł. Może je emocjonalnie przytłaczają. Chcą, by dziecko było ich najlepszym przyjacielem, ponieważ myślą, że jest im ono potrzebne jako wsparcie emocjonalne. Pomiędzy rodzicem a dzieckiem brakuje zdrowych granic. Brakuje prywatności. I to może rozprzestrzenić się do emocjonalnych lub fizycznych aspektów relacji. Kiedy rodzice rozpoczynają ten proces, w który mogą być uwikłane wszystkie dzieci i członkowie dalszej rodziny, może też mieć to związek z uwarunkowaniami kulturowymi, tak zaczyna się trauma uwikłania.
Niektórzy ludzie uważają, że zbytnia bliskość nie jest problemem. Czasem pojawiają się komentarze pod moimi filmami typu: "Cóż, czasem tak bywa.", "To jest zdrowe.", "Rodzice w ten sposób wyrażają miłość". Nie - jest subtelna różnica, jak we wszystkim w życiu. Nazywamy to umiarem. Istotnie, istnieje coś takiego jak "bycie zbyt blisko". To bardzo toksyczne. Może to zniszczyć rozwój tożsamości dziecka. W mojej prywatnej praktyce pracuję z pacjentami, którzy z powodu bycia zawładniętym w ten sposób mają myśli samobójcze. Uwikłanie to naprawdę toksyczne gówno.
Spójrzmy na jeden z przykładów, które wymieniłem. Powiedzmy, strach przed konfliktem. Zobaczmy, jak to wpływa na życie dziecka. Elementem dorastania i poczucia bezpieczeństwa w domu jest możliwość niezgadzania się z rodzicami. Dziecko zdaje sobie sprawę, że: "Będę kochane, nawet jeśli nie zawsze zgadzam się z tym, czego chcą rodzice". "Mogę mieć swoje zdanie". Możliwe, że rodzic i tak wygra bitwę, ale dziecko czuje, że zostało wysłuchane. Miało możliwość wyrażenia swoich uczuć. Rodzic chciał wysłuchać, co miało do powiedzenia. Jeśli brakuje tej możliwości rozmawiania z rodzicami, okazywania różnych uczuć, to dziecko, w miarę dorastania, będzie to przenosić na innych. Będzie myślało: "Bycie sobą, posiadanie własnej opinii, niezgadzanie się z innymi nie jest bezpieczne". Ponieważ nie mogło tego bezpiecznie robić nawet z własnymi rodzicami. A dla dziecka to odkrywanie własnej tożsamości. To zdrowy proces. Jeśli nie pozwala się na konflikt, kiedy dziecko słyszy "Zamknij się! Idź do swojego pokoju!" lub "Nie chcę tego słuchać.", to dziecko to uczy się, że nie może się tu nie zgadzać. Nazywamy to obchodzeniem się jak z jajkiem. Ten jeden przykład może wpłynąć na czyjeś całe życie. Kiedy dziecko dorośnie, zaczyna szukać roli opiekuna.
Dorastanie w domu, w którym emocjonalne uwikłanie stanowi podstawę dynamiki w rodzinie sprawia, że czujemy się odpowiedzialni za uczucia innych. Jeśli próbujesz to samo robić jako osoba dorosła, stajesz się opiekunem. By przepracować to jako osoba dorosła, musisz zacząć od stworzenia zdrowych granic z członkami rodziny. Zacznij od tego. Początkowo może się to wydawać trudne, ponieważ wyłamujesz się ze swojej dawnej roli. Ale w rzeczywistości zdejmujesz kajdany, które ciążyły na tobie przez całe życie. Jeśli nie ustalisz zdrowych granic, to w pewnym momencie zaczniesz powtarzać te wzorce. Zaczniesz utrwalać ten cykl. I ten cykl będzie trwał, się nie skończy. Jeśli masz własne dzieci, możliwe, że zaczniesz się zachowywać tak wobec nich. Ulegasz toksyczności, w której zostałeś wychowany. Musimy się z tego wyrwać. Musimy rzucić sobie wyzwanie. Nagrodą jest odkrycie własnej tożsamości, dobre samopoczucie. Przez całe życie mieliśmy niskie poczucie własnej wartości, a teraz ta samoocena rośnie, ponieważ odnajdujemy swój wewnętrzny głos. Jeśli nie wiesz, kim tak naprawdę jesteś bez uwzględniania partnera, pracy, najlepszego przyjaciela lub jakiejś dynamiki rodzinnej, jeśli nie potrafisz wyplątać się z tego wszystkiego i po prostu być sobą, mieć poczucie, kim jesteś, to jest to duży znak ostrzegawczy dla ciebie, by zacząć nad tym pracować.
Napisałem dziś post na mojej stronie na YouTube, w którym wymieniłem 10 kroków do zdrowych granic. Pozwólcie, że przeczytam je teraz.
1) Jasno określ swoje granice.
2) Zrozum, dlaczego potrzebujesz granic.
3) Bądź bezpośredni.
4) Nie przepraszaj i nie udzielaj zbyt długich wyjaśnień.
5) Jeśli już będziesz to robić, używaj spokojnego i uprzejmego tonu.
6) Zacznij od ściślejszych granic, rozluźnij je, jeśli zajdzie potrzeba.
7) Szybko reaguj na naruszenie granic.
8 ) Nie rób z tego sprawy osobistej.
9) Korzystaj z możliwości wsparcia.
10) Ufaj swojej intuicji.
Granice to twoi nowi przyjaciele. Zapiszcie sobie te kroki, może to wam pomóc.
Toksyczne gadanie - ludzie, którzy gadają za dużo.
Chcę dziś porozmawiać, o ludziach, którzy gadają bez końca i mówią za dużo. I nigdy nie zwalniają tempa.
Rozmawianie jest w porządku, jeśli ma konstruktywny cel: komunikowanie naszych uczuć, dzielenie się planami, ogólnie pogawędki. Nie bez powodu potrafimy mówić, to część naszej natury, komunikacja.
Ale co z ludźmi, którzy mówią za dużo? Odrzucają wszystko inne. Jedyne, co się dla nich liczy jest to, że podczas rozmowy najchętniej słuchaliby samych siebie. Tacy ludzie istnieją. Wszyscy znamy takie osoby. Dość często ludzie uciekają od tego typu osób.
Właśnie o tym jest ten film, o ludziach, którzy za dużo mówią - dlaczego to robią. I o tych, którzy mają wokół siebie takie osoby - jak sobie z tym radzić. Osoby, które się w ten sposób zachowują zapewne nie będą chciały obejrzeć tego filmu. Ponieważ musiałyby skonfrontować się ze swoim zachowaniem.
Jest to metoda radzenia sobie, mechanizm obronny jako sposób na nieradzenie sobie z rzeczywistością. Tak więc jednym ze sposobów, w jaki unikasz prawdziwego życia, gdzie nie musisz patrzeć do wewnątrz, stawiać czoła lękom, radzić sobie z uczuciami, ujawniać, kim naprawdę jesteś, zajmować się swoim autentycznym "ja" i tak dalej, jest po prostu nadmierne gadanie.
Gadanie jest jak kołowrotek dla chomika. Ten kołowrotek kręci się bez końca w koło, na nic nie trzeba patrzeć. Przemyślana komunikacja wymaga spojrzenia w siebie, zauważenia własnych uczuć i myśli, podjęcia decyzji, jak chcemy się tym podzielić, dlaczego i z kim chcemy się tymi myślami podzielić. Ważne jest też ustępować i angażować się w trakcie rozmowy. Kiedy już podzielimy się tym, czym chcieliśmy się podzielić, jesteśmy zainteresowani odpowiedzią, tym, co powie nam druga osoba. Dajemy na to czas i przestrzeń. Ponieważ to właśnie składa się na rozmowę. Ustępować i angażować się. Wymiana myśli i uczuć.
Nawet, kiedy rozmową po prostu się wygłupiamy i dobrze bawimy, dajemy czas i przestrzeń na to samo drugiej osobie, aby również miała swój czas na zabawę. Jeśli więc jesteś osobą, która tak się zachowuje, spójrz w siebie i postaraj się zrozumieć, dlaczego to robisz. Może to tak silny nawyk, że sam nie wiesz, jak zejść z tego wspomnianego wcześniej "kołowrotka".
Jednym ze sposobów na początek jest budowanie świadomości tego, jak się komunikujemy, jaki jest nasz styl rozmowy. Natomiast jeśli są wokół ciebie takie osoby, może to bliski członek rodziny lub współpracownicy z tego samego biura, najlepszą rzeczą, jaką można wtedy zrobić, to postarać się ustalić zdrowe granice wokół własnej przestrzeni i czasu.
Możesz spróbować z tą osobą o tym porozmawiać, ale raczej nie osiągniesz sukcesu. Ponieważ to jak próba naruszenia mechanizmu obronnego, którego ta osoba używa prawdopodobnie od wielu lat. Więc zapewne tego nie wygrasz. Ale możesz ustalić własne zdrowe granice. I postarać się, żeby w twoim otoczeniu nie było toksycznych osób. Możesz wnosić obecność do danej sytuacji. Poprzez bycie obecnym rozumiem to, że zdajesz sobie sprawę, co się dzieje i nie próbujesz od tego uciekać. Pozwalasz na rozwój tego, ponieważ nie masz nad tym kontroli. Spójrz w siebie, komu poświęcasz swój czas i energię. Mam nadzieję, że było to pomocne.
Dzisiejsze social media skupiają się na "ja", a z tym związany jest narcyzm, który idzie właśnie w parze z wieloma mediami społecznościowymi. Jest tam znaczy przyrost ludzi, którzy chcą po prostu bez przerwy obwieszczać światu swoją każdą myśl.
To interesujący fenomen społeczny, nie da się go zatrzymać, a wręcz się on nasila. Ale czy musimy się tym na co dzień otaczać? Czy to są osoby, z którymi chcesz spędzać codziennie czas? Nie.
Nad tym mamy kontrolę. Przyjrzyj się temu, co możesz kontrolować, postaraj się usunąć toksyczność ze swojego życia i zwolnij tempo rozmowy. Pamiętaj - ustępować i angażować się.