John Hamel

John Hamel posiada tytuł magistra opieki społecznej uzyskany na UCLA, a obecnie jest pracownikiem naukowym na University of Central Lancashire, Wielka Brytania, na Wydziale Psychologii, gdzie uzyskał stopień doktora. Pracuje ze sprawcami i ofiarami przemocy w rodzinie od 1992 roku i jest zatwierdzonym przez sąd dostawcą interwencji dla sprawców przemocy i programów dla rodziców w pięciu hrabstwach Greater San Francisco Bay Area. Dr Hamel jest autorem/redaktorem trzech książek i opublikował dziesiątki artykułów w recenzowanych czasopismach naukowych; jest redaktorem naczelnym Partner Abuse, czasopisma wydawanego kwartalnie przez firmę Springer. Dr Hamel regularnie przemawia na konferencjach poświęconych przemocy domowej, udziela konsultacji w sprawach i udziela zeznań biegłych, a także szkoli specjalistów ds.

Wywiad z John Hamel (04.2021)


Cześć wszystkim, z tej strony Chris z Państwowej Organizacji Rodzicielskiej. Moim dzisiejszym gościem będzie dr John Hamel, ekspert w dziedzinie przemocy domowej. W tym roku wygłosił on swoją prezentację na Międzynarodowej Konferencji w sprawie Pieczy Naprzemiennej. Dziś opowie nam trochę o swoich badaniach i doświadczeniach sądowych w sprawach dotyczących przemocy domowej.

Prowadzę lekcje opanowywania gniewu dla osób, które zostały skazane lub oskarżone o przemoc domową i skierowane do mnie przez sąd rodzinny. Na przestrzeni lat, pracując z setkami klientów - głównie płci męskiej - skierowanych do mnie przez sąd ze względu na zarzuty dotyczące przemocy domowej, zacząłem zauważać, iż wiele z tych osób albo wcale nie stanowiło zagrożenia dla swoich dzieci, oskarżenia były mocno przesadzone i/lub mężczyźni ci byli mężami kobiet, które były tak samo lub nawet bardziej agresywne niż oni.

A skąd o tym wiedziałem? Moja opinia nie bazowała jedynie na rozmowach z tymi mężczyznami, bo oczywiste jest, że klienci potrafią być wyrachowani i przedstawiać siebie w jak najlepszym świetle. Tak naprawdę przez pierwszych kilka lat, w latach 90., kiedy pracowałem z klientami sądów rodzinnych, nalegałem również na spotkania z kobietami. W latach 90. w hrabstwie Contra Costa w Kalifornii, które znajduje się po drugiej stronie hrabstwa Alameda, w okolicach Berkeley i Oakland, czyli w obszarze zamieszkiwanym przez białą klasę robotniczą, przez okres kilku lat przeprowadziłem rozmowy z czterdziestoma, może pięćdziesięcioma parami rodziców. Rozmawiałem z nimi pojedynczo, bo byli w trakcie rozwodów, gdzie kobiety oskarżały mężów o przemoc i żądały wyłącznych praw do opieki nad dziećmi.

Dowiedziałem się wtedy - i to powiedziały mi właśnie te kobiety, te matki - że one również bywały agresywne. Również zdarzało im się bić mężów, a nawet dzieci. Opowiedziałem więc o moich odkryciach lokalnej radzie do spraw przemocy domowej - tak to nazwijmy. Większość dużych rad w Stanach Zjednoczonych ma swoje podrzędne rady mieszkańców, które zajmują się problemem przemocy domowej i rodzinnej. I kiedy podzieliłem się swoimi odkryciami, rozpętało się piekło. To znaczy, większość tych rad prowadzonych jest przez Schronisko dla Pokrzywdzonych Kobiet, a ich członkami są również służby porządkowe, burmistrz, psycholodzy, psychiatrzy i tak dalej.

To, co powiedziałem, spotkało się z gwałtowną reakcją. Już wtedy wiedziałem, że w tym systemie jest naprawdę poważny problem, bo powiedziałem jedynie: "Poprosiliście mnie o poprowadzenie lekcji opanowywania gniewu dla tych mężczyzn, których uznaliście za agresywnych i stanowiących zagrożenie dla dzieci. Rozmawiałem z tymi mężczyznami oraz ich żonami, i te żony powiedziały mi, że one same mają problemy z opanowywaniem gniewu. Czasami nie radzą sobie z dziećmi. Czasami je biją, czasami na nie krzyczą, są też agresywne wobec swoich partnerów. Co więcej, wydają się mówić o tym w dość nonszalancki sposób". Brzmiało to mniej więcej, jak: "No ale ja mogę go bić, bo jestem kobietą". Niektóre z nich naprawdę tak mówiły.

Wtedy właśnie zacząłem prowadzić badania, bo wcześniej byłem jedynie klinicznym pracownikiem socjalnym i lubiłem prowadzić te grupy. Jednak właśnie wtedy, w latach 90., dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Nigdy nie kierowano do mnie kobiet. I kiedy zwróciłem na to uwagę na tym spotkaniu, zapytałem: "Dlaczego nie kieruje się do mnie kobiet na lekcje opanowywania gniewu?", odpowiedź polegała na tym, iż spotkanie zostało zakończone. Rozwiązano również tę lokalną radę do spraw przemocy domowej, bo wiele osób mnie wtedy poparło. Stworzył się wtedy taki podział, że zamiast rozwiązać ten konflikt pomiędzy różnymi frakcjami, władze zdecydowały się rozwiązać tę radę.

W ten sposób zainteresowałem się tematem i od tamtej pory wciąż prowadzę moje grupy. W większości pracuję jednak w sądzie. Zeznaję jako biegły sądowy zarówno w sądzie karnym, jak i rodzinnym. Przez cały ten czas zajmowałem się badaniami, opublikowałem wiele książek i artykułów. Nie mogę powiedzieć, że prawo rodzinne i przemoc domowa to moja specjalność, jednak są to tematy, którymi się zajmuję. Poświęciłem im wiele czasu i przeprowadziłem wiele badań.

Nie wiem, czy są państwo zaznajomieni z moimi artykułami. 10 lat temu wraz z moimi współpracownikami przeprowadziliśmy badanie, w którym stworzyliśmy kwestionariusz sprawdzający wiedzę na temat przemocy domowej i przedstawiliśmy go psychologom, psychiatrom, głównie pracownikom sądów rodzinnych. Przedstawiliśmy im więc ten kwestionariusz, 10 pytań o fakty na temat przemocy domowej, bazujące na najnowszych badaniach. Kwestionariusz otrzymało kilkaset osób. Badanie odbyło się częściowo przez Internet, a częściowo na konferencji AFCC w San Francisco w późnych latach 2000. Wśród uczestników badania znaleźli się mediatorzy sądów rodzinnych, biegli, prawnicy oraz sędziowie, oraz - dla porównania - grupa studentów pierwszego roku, siedemnasto- i osiemnastolatków.

Okazało się, że średnia liczba poprawnych odpowiedzi wynosiła 3,5 na 10. Uderzający okazał się fakt, iż pracownicy sądów rodzinnych nie poradzili sobie wcale lepiej niż studenci. Pomyślcie o tym, pracownicy sądów rodzinnych, licencjonowani kliniczni pracownicy socjalni, doktorzy, psychologowie kliniczni, sędziowie, którzy mają prawo decydować o tym, z kim powinny mieszkać dzieci, wszystkie te osoby nie poradziły sobie z testem lepiej niż siedemnasto- i osiemnastoletni studenci, nie mający żadnej wiedzy na temat przemocy domowej.

Druga sprawa jest taka, że nie odkryliśmy jedynie niskich wyników, ale również fakt, iż wskazywały one na wiarę w stereotypy dotyczące płci. Innymi słowy, były to testy wielokrotnego wyboru, jeśli zerkną państwo na te badania, będziecie wiedzieli, o co mi chodzi. Pytania były zadane w taki sposób, iż odpowiadający mogli określić częstotliwość występowania przemocy seksualnej, fizycznej i tak dalej, oraz to, kto częściej ją stosował, mogły być to głównie kobiety, głównie mężczyźni lub coś pomiędzy.

Kiedy podawali błędne odpowiedzi, zawsze były to błędy dotyczące kobiet. Skalę przemocy wobec kobiet szacowali zbyt wysoko, a wobec mężczyzn zbyt nisko. I to nie było też tak, że oni zgadywali. To był test wielokrotnego wyboru, gdzie jedną z odpowiedzi było: "Nie wiem". Bardzo niewielu badanych zaznaczyło tę opcję. Dlatego wiemy, że oni wcale nie zgadywali odpowiadając na te pytania - myśleli, że znają odpowiedź, ale konsekwentnie się mylili.

Innymi słowy, zakładali oni po prostu, że przemoc domowa to coś, co dotyka kobiety. Od tamtej pory przeprowadziłem wiele badań, opublikowałem liczne książki i artykuły w tym temacie. Aktualnie pracuję nad nową książką, w której trzy rozdziały poświęcone będą przemocy domowej w sprawach o prawa do opieki nad dziećmi.

Aktualnie w temacie sądów rodzinnych i przemocy domowej najbardziej interesują mnie badania dotyczące problemu ograniczania wolności partnera. Tak jak już mówiłem, w systemie sądownictwa rodzinnego od lat istnieje problem uprzedzeń na tle płci, przynajmniej tutaj, w północnej Kalifornii. Słyszałem anegdoty na temat tego, iż w niektórych stanach sędziowie faworyzują ojców, jednak nie wiem, czy to prawda, nie mam co do tego pewności. Mogę jednak potwierdzić, iż w rejonie zatoki San Francisco sędziowie raczej szanują prawa ojców, w odróżnieniu od innych stanów, o których słyszałem historie rodem z horrorów. Mogę jednak mówić jedynie o tym, co wiem na pewno, czego sam doświadczyłem i zbadałem.

Ludzie, uznając za oczywistość stereotypy dotyczące płci, zakładają, iż w przypadku przemocy domowej kobieta jest zawsze ofiarą, a mężczyzna oprawcą. Zwolennicy tej teorii od lat próbują nam wmówić, iż jedynie mężczyźni stosują przemoc fizyczną, a jeśli kobiety również to robią, to tylko w obronie własnej. To przekonanie zaczęło się jednak zmieniać. W ostatnich latach pojawiło się mnóstwo dowodów przeczących tej teorii. Nawet organizacje takie jak AFCC oraz rady sądownicze w całym kraju przyznają, że kobiety również bywają agresywne i też stosują przemoc.

Teraz z kolei stereotypy te przyjęły inną formę, mianowicie uważa się, iż kobiety mogą być agresywne, jednak nie kontrolują swoich partnerów czy nie są tak kontrolujące jak mężczyźni, co oczywiście jest kompletną bzdurą. Dla wszystkich badaczy oczywiste jest, że to kompletna bzdura, ale z takim myśleniem mamy teraz do czynienia.

W Kalifornii, w zeszłym roku albo dwa lata temu, ustanowiono nowe prawo, ustanowione przez zgromadzenie ustawodawcze i podpisane przez gubernatora, które ułatwia powodowi uzyskanie zakazu zbliżania się bazując na przypuszczeniu, iż partner ograniczał jego wolność. To znaczy, że można dostać zakaz zbliżania się nie tylko na podstawie zagrożenia przemocą fizyczną czy dokonanej już przemocy fizycznej i lęku przed tą przemocą, ale również, jeśli wykaże się, iż partner próbował nas kontrolować, na przykład śledząc nas, grożąc nam czy próbując ograniczać nasze wydatki.

I to przykuło moją uwagę, bo uważam, że to równia pochyła. Naprawdę bardzo, bardzo ciężko jest udowodnić przemoc fizyczną, kiedy dochodzi do niej w rodzinie, bo tego często nikt nie widzi. Nie ma żadnych świadków. Dowody bazują na: "On powiedział...", "Ona powiedziała...". A jeśli dorzucimy do tego przemoc psychiczną... Nie twierdzę, że nie powinno się jej uwzględniać, bo zdecydowanie wpływa ona na dzieci, na przykład tata ekstremalnie kontrolujący mamę daje potworny przykład. Jego zachowanie nie tylko oddziałuje psychicznie na mamę, ale pośrednio wpływa również na dzieci, bo wytrąca mamę z równowagi, co potencjalnie obniża jej zdolność do wychowywania dzieci i radzenia sobie z tym wszystkim. Teoretycznie uważam więc, że jak najbardziej powinniśmy zwracać uwagę na przemoc psychiczną, a nie tylko fizyczną agresję.

Badania pokazują jednak, że istnieje znacząca różnica pomiędzy faktyczną przemocą psychiczną, a zwykłymi kłótniami. A jako biegły sądowy pracujący z tego typu sprawami mogę powiedzieć, że w wielu przypadkach powódka - niemal zawsze są to kobiety, zdarzają się też mężczyźni, ale u mnie głównie kobiety - twierdzi, iż partner bardzo ją kontroluje, ogranicza jej wolność. Prawnicy wiedzą, jak ich klienci powinni to przedstawić, aby ich historie wpisywały się w wymagania prawne co do tych definicji. Używają oni terminów, za których stworzeniem stoi mężczyzna o nazwisku Michael Johnson. Michael Johnson stworzył typologię przemocy domowej, gdzie oddzielił normalne konflikty u par, które nazwał sytuacyjnymi przypadkami agresji, od faktycznego maltretowania, które nazwał kontrolowaniem i ograniczaniem wolności partnera, i miał rację. To znaczy, jak najbardziej można dokonać takiego podziału.

Problem polega na tym, że ludzie próbują wpasować w to każdą kłótnię między mężem a żoną. Jeśli mąż mówi: "Nie chcę, żebyś jechała na Tahiti, to za dużo pieniędzy", ona odpowiada: "Chcę jechać razem z siostrami", a on: "Nie stać nas na to", to znaczy, że ją kontroluje. Trafiam na takie sprawy cały czas. Czasami dzieje się to wtedy, kiedy jestem proszony o pracę z adwokatem powódki i zanim przyjmę taką sprawę, zawsze mówię, że mogę pomóc jedynie, jeśli sprawa jest faktycznie poważna. I myślę, że w jakiejś połowie przypadków zmuszony jestem mówić: "Ta sprawa jest zbyt błaha", bo klientka twierdzi, że mąż bardzo ją kontroluje, jednak ja tego nie widzę. Nie grozi jej, że ją zabije, nie grozi, że zabierze jej pieniądze. Grozi jej raczej na zasadzie: "Jeśli kupisz nowy samochód, na który nas nie stać, będę musiał pociąć karty kredytowe". Na moje oko jest to raczej umiejętne gospodarowanie pieniędzmi, ustalanie granic, prawda? I ja naprawdę teraz nie przesadzam, dostaję dużo takich spraw.

Dużo myślę o tym, co możemy z tym zrobić. Z jednej strony nie chcę, aby dzieci żyły w środowisku, w którym którekolwiek z rodziców stosuje fizyczną czy psychiczną przemoc wobec drugiego. Nie chcę umniejszać wpływowi przemocy psychicznej oraz ograniczania wolności partnera. Problem polega na tym, że dowody poprzekręcano w taki sposób, iż większość ludzi uważa obecnie, że tylko mężczyźni mogą stosować przemoc, jaką jest kontrolowanie partnera. Część mojej pracy jako biegłego sądowego polega więc na tym, aby to wszystko sprostować. Muszę podkreślić, że jest jeden obszar, w którym mężczyźni zdecydowanie mają przewagę - jest to ich postura i siła. Mężczyźni zazwyczaj mają większą możliwość poparcia swoich gróźb czy kontrolujących zachowań fizyczną przemocą.

Mężczyźni i kobiety w równym stopniu mogą próbować siebie nawzajem kontrolować, kobiety robią to tak samo często, jak mężczyźni, na co wskazują wszelkie możliwe pomiary, te nowoczesne, takie jak trafność teoretyczna czy trafność różnicowa, wykazywane wielokrotnie. Kobiety są tak samo zazdrosne, zaborcze, grożą w taki sam sposób i spełniają te groźby. Główna różnica jest taka, że mężczyźni są o wiele bardziej niebezpieczni. Dlatego trzy czwarte ofiar morderstwa w związkach to kobiety. W ekstremalnych przypadkach, kiedy mężczyzna naprawdę wybucha, jest on bardziej niebezpieczny. Mężczyźni ogólnie są bardziej niebezpieczni. Nie jest więc tak, że kobiety nie kontrolują czy nie próbują kontrolować swoich partnerów, bo bywają tak samo złośliwe jak mężczyźni, ale chodzi o to, że fizycznie nie są one w stanie narzucić swojej woli tak, jak potrafią to robić mężczyźni.

Problem jest taki, że w przypadku tego rodzaju przemocy, ekstremalnego poziomu przemocy, który czasami nazywa się terroryzmem w związku, jest to naprawdę niewielki odsetek spraw, z którymi mamy do czynienia, jednak prawnicy przedstawiają to w taki sposób, jakby każda sprawa dotyczyła właśnie tego. Każda kobieta, która chce mieć wyłączne prawa do opieki nad dziećmi, której mąż na przykład chwycił ją mocno trzy lata temu, jest ofiarą przemocy ze strony kontrolującego partnera.

I to jest nasz problem. Problem nie polega na tym, że kobiety nie są bardziej narażone na śmierć czy poważne obrażenia, bo wiemy, że są. Problemem jest dla nas to, że manipuluje się statystykami, aby pokazać, że wszystkie kobiety tego doświadczają. Badania, które uważam za bardzo obiecujące, prowadzone przez Jennifer Harman i jej kolegów, na przykład Seana i Edwarda Kruk, pokazują, że sprawa ułatwia się, kiedy zaczynamy postrzegać przemoc domową w tych samych kategoriach, co przemoc wobec dzieci i alienację rodzicielską.

Obecnie mamy ten niepotrzebny podział wśród ekspertów w sądach rodzinnych, gdzie z jednej strony mamy ludzi, którzy pomagają ojcom odzyskać prawa do opieki nad dziećmi i podkreślają wagę alienacji rodzicielskiej, która ma tam miejsce. A z drugiej strony mamy aktywistów Organizacji Pokrzywdzonych Kobiet, którzy mówią: "Problem polega na tym, że ci mężczyźni są agresywni i używają oskarżeń o alienację rodzicielską jako sposobu na odzyskanie praw do opieki nad dziećmi, podczas gdy tak naprawdę stosują oni przemoc".

Okazuje się - odkryła to Jennifer, ja oraz inni - że tak naprawdę wszyscy mówimy o tym samym. Mówimy o rodzicach, którzy chcą manipulować systemem i kontrolować swoich partnerów, aby dostać dzieci. To naprawdę jest tak proste. Instynkt rodzicielski jest bardzo, bardzo silny u ludzi, wraz z instynktem przetrwania jest to jeden z najsilniejszych instynktów, jakie posiadamy.

Wciąż słyszymy, że w systemie sądownictwa rodzinnego nie ma żadnej równowagi i że konflikt, który tam powstaje, często dodatkowo pogarsza sytuację. Na pewno nie pomaga też, kiedy prawnicy wyciągają jakieś pojedyncze, epizodyczne sytuacje i chcą, aby zostały one użyte na ich korzyść. Starają się rozdmuchać je, jak tylko się da.

Tak, studiujesz to od tak dawna, jak twoim zdaniem moglibyśmy wprowadzić tę równowagę do systemu, jak sprawić, żeby był on bardziej sprawiedliwy, co możemy twoim zdaniem zrobić?

Myślę, że kluczowa zmiana powinna nastąpić w edukacji. Musimy edukować wszystkich pracowników systemu sądownictwa rodzinnego. I to właśnie staram się robić. Zaskakuje mnie, jak ogromną ignorancją wykazują się prawnicy, jeśli chodzi o przemoc domową. A prawnicy są tak naprawdę wśród najbardziej otwartych, wolnych od uprzedzeń osób, bo muszą po prostu wygrywać sprawy i nie mają przed sobą żadnych ideologicznych zadań. Uważam ich za bardzo otwartych. Jednak zaskakuje mnie, że płacą mi mnóstwo pieniędzy za to, żebym wytłumaczył im najprostsze fakty.

No właśnie, kolejna rzecz, którą obserwujemy w tym systemie jest taka, że wygranie sprawy daje ogromną nagrodę. Jest też stosunkowo niska kara za powiedzenie czegokolwiek, co sąd chce usłyszeć, aby przyznał nam tę nagrodę. Mówimy tu zarówno o mężczyznach, jak i kobietach. Myślę, że w całym naszym kraju system sądownictwa nie wysila się za bardzo, aby karać osoby, które kłamią, które składają fałszywe zeznania.

Jak to się ma do przemocy rodzinnej, czy gdyby sądy brały większą odpowiedzialność za szczerość stron, to przemocy byłoby więcej czy mniej? Co o tym sądzisz?

Cóż, byłoby świetnie, gdyby faktycznie się tak zadziało, ale jest tu też kilka problemów. Definiowanie przemocy domowej i determinowanie, kto kłamie, a kto mówi prawdę, jest bardzo trudne. Jak sąd miałby więc stwierdzić, czy ktoś kłamie z premedytacją, czy po prostu trochę wyolbrzymia? To samo w sobie stanowi problem. Ale wcześniej mówiłem o tej nowej koncepcji, w której przemoc psychiczna, przemoc fizyczna wobec partnerów, przemoc fizyczna wobec dzieci i alienacja rodzicielska powinny znajdować się pod ogólnym pojęciem przemocy rodzinnej.

W tym sensie mamy również coś, co nazywamy przemocą prawną, w skrócie LA (legal abuse). Przemoc prawna jest formą ograniczania wolności partnera i polega na angażowaniu służb w celu przysporzenia parterowi kłopotów. To mogą być groźby zgłoszenia kogoś do opieki społecznej czy deportowania go. Jest to po prostu używanie systemu prawnego, aby odegrać się na partnerze.

Jedną z pierwszych organizacji, które rozpoznały kontrolujące zachowania u mężczyzn, był Domestic Abuse Intervention Project w Duluth, w Minnesocie. Ci ludzie stworzyli model leczenia Duluth, o którym mogliście państwo słyszeć, oraz koło kontroli władzy. Jeśli widzieliście kiedyś to koło, wiecie, że pokazuje ono różne sposoby, w jakie mężczyźni kontrolują swoje partnerki. Tymi sposobami są na przykład wykorzystywanie dzieci lub wykorzystywanie systemu. Aktywiści Organizacji Pokrzywdzonych Kobiet przez wiele, wiele, wiele, wiele lat przekonywali nas o tym, że mężczyźni potrafią wykorzystywać system. Cóż, kobiety też go wykorzystują. Co ciekawe, kiedy mężczyźni skarżą się w sądzie, że matka ich dziecka wykorzystuje system, są oskarżani o niedopuszczanie do siebie faktów, ale to nieprawda.

Kobiety wykorzystują system tak samo, jak robią to mężczyźni. Nie wiem, czy robią to częściej niż oni, być może. Jedna z teorii jest taka, iż częściej wykorzystują one system, bo jest on w pewnym sensie nastawiony na to, żeby im wierzyć i myślę, że ta hipoteza powinna zostać zbadana. Możemy jednak przynajmniej zgodzić się, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą wykorzystywać system. Jednak, jeśli pomyślimy o przemocy prawnej jako o elemencie ograniczania wolności partnera, wtedy może być ona traktowana poważniej. To znaczy, system jest aktualnie bardziej skłonny traktować poważnie przemoc psychiczną oraz zachowania kontrolujące ze strony mężczyzn, dzięki wysiłkom aktywistów Organizacji Pokrzywdzonych Kobiet. Jeśli uda nam się wykazać, że kobiety robią dokładnie to samo i że przemoc prawna jest częścią tych zachowań kontrolujących, wtedy być może każdy, kto ją stosuje, poniósłby konsekwencje.

Moim zdaniem to byłby najlepszy sposób na poradzenie sobie z tym problemem. Na zasadzie: Okej, zgadzamy się, że mężczyźni potrafią być bardzo kontrolujący, zgadzamy się z kołem kontroli władzy, ale chcemy przedstawić badania wskazujące na to, iż kobiety robią dokładnie to samo, oraz więcej badań pokazujących, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety wykorzystują system prawny, aby kontrolować siebie nawzajem. Myślę, że to mogłoby odnieść sukces. Wykorzystalibyśmy po prostu istniejące już opinie i założenia na temat przemocy domowej, a następnie rozszerzylibyśmy je i włączyli do nich obie płcie.

Zamiast stosować przeciwstawne zarzuty, na zasadzie: wszyscy ojcowie są agresywni, a wszystkie matki alienują. To nie jest dobre podejście. To zapewnia nam ciągłą polityczną walkę, która nigdy się nie skończy. Chcemy więc marginalizować tych szalonych ludzi twierdzących, że: "Kobiety nie są kontrolujące" i tak dalej. Musimy marginalizować ich do tego stopnia, żeby stali się pośmiewiskiem, na które nikt nie będzie zwracać uwagi. Bo aktualnie niestety poświęca im się dużo uwagi.

Jako biegły sądowy, często mam okazję czytać raporty ekspertów po drugiej stronie. Niewiarygodne. Ci tak zwani eksperci od przemocy domowej cytują badania sprzed 40 lat, o których wiem, że zostały obalone dawno temu. A prawnicy i sędziowie o tym nie wiedzą. Gdyby mnie tam nie było i nie tłumaczyłbym, że to wszystko bzdury, że te badania albo nie są już aktualne, albo zostały wyciągnięte z kontekstu czy zmanipulowane w inny sposób, to nikt by się nie zorientował. Potrzebujemy więc lepiej wykształconych ekspertów, takich jak ja i wielu innych, na przykład pracujących na uczelni. Ja nie jestem jednym z nich, ale większość osób, które naprawdę znają się na przemocy domowej, niestety pracuje na uczelni, nie ma więc dostępu do systemu sądownictwa.

Rozmawiałem z wieloma szanowanymi osobami, ekspertami w sądach rodzinnych, nie będę wymieniać ich nazwisk, ale oni piszą o tym od wielu lat. Niektórzy z nich skłaniają się ku perspektywie Organizacji Pokrzywdzonych Kobiet, jednak nawet oni starają się robić to, co najlepsze dla dzieci, dlatego są otwarci na naukę. Czasami zasady powstrzymują ich przed powiedzeniem tego, co naprawdę chcieliby powiedzieć, na tych konferencjach naprawdę trzeba uważać na to, co się mówi. Bardzo niewiele osób jest tak bezpośrednich jak ja, ale ogólnie jest coraz lepiej. Myślę, że od połowy lat 90. sytuacja się polepsza. Wydaje mi się, że te informacje zaczynają docierać do ludzi. Myślę więc, że jest coraz lepiej, ale nie wiem, jak długo to potrwa.

Jeżeli ktoś mierzy się z tym problemem, czyli został fałszywie o coś oskarżony albo sytuacja została wyolbrzymiona, co poradziłbyś takiej osobie? Co może zrobić? Czy powinna znaleźć takiego eksperta jak ty na swojego prawnika? Jaką radę dałbyś osobie w takiej sytuacji?

Tak, uważam, że taka osoba powinna znaleźć eksperta mojego pokroju. Ładnych parę lat temu stworzyłem stronę, domesticviolenceresearch.org, w celu publikowania tam najnowszych badań w temacie przemocy domowej. Są tam tysiące stron badań. Mam również listę pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu ekspertów od przemocy domowej w całym kraju, którzy naprawdę znają się na rzeczy. Nie wszyscy pracują jako biegli, ale wielu z nich to robi i jest w stanie pomóc w sprawie przemocy domowej. Można również skorzystać z katalogu prawników, takiego jak SEAK albo ALM, gdzie znaleźć można ekspertów, takich jak ja. ale to tylko jeden ze sposobów, żeby dotrzeć do eksperta. Większość prawników działa przez pryzmat stereotypów odnośnie do płci, ale nie wszyscy.

Zapewne robią to, bo większość ich klientów stanowią kobiety z Organizacji Pokrzywdzonych Kobiet, jednak niektórzy z nich mogą być bardzo otwarci na pracę z kimś, kto został fałszywie oskarżony. Z czystym sumieniem mogę polecić osoby z domesticviolenceresearch.org, bo oni naprawdę znają się na tym temacie. Jeśli pracują jako biegli, na pewno mogą pomóc.

Cóż, skończył nam się czas. Bardzo dziękuję ci za dzisiejszą rozmowę. Mógłbyś nam powiedzieć, czy jest jakieś miejsce, gdzie można się z tobą skontaktować? Jakaś strona internetowa czy konto w mediach społecznościowych, coś w tym stylu?

Nie ma mnie w mediach społecznościowych. Możecie znaleźć mnie na stronie johnhamel.net. Mam też poboczne strony, takie jak domesticviolenceresearch.org, o której już wspomniałem, no i kilka innych. Prowadzę też lekcje opanowywania gniewu online. Jeśli ktoś z was został skierowany na takie zajęcia przez sąd i ma możliwość zrobienia tego online, prowadzę je w rozsądnej cenie. Mam również szkolenia dla pracowników, również online. Ale jeśli ktoś potrzebuje ode mnie jedynie jakichś informacji, ma jakieś pytania czy potrzebuje jakichś artykułów, rozdziałów książek na jakiś konkretny temat, mogę przesłać je za darmo.


Przemoc domowa problem z paradygmatem płci

John Hamel i Brenda Russell

 

Przemoc fizyczna, psychiczna i seksualna wśród partnerów intymnych, powszechnie znana jako przemoc domowa, ale ostatnio jako przemoc ze strony partnerów intymnych (IPV), jest poważnym problemem społecznym i zdrowia publicznego w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. IPV od dawna było uważane przez organy ścigania za prywatne, rzadko badane przez badaczy nauk społecznych i słabo rozumiane przez specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym. W latach 80. seria dobrze nagłośnionych spraw sądowych, takich jak Thurman przeciwko miastu Torrington (1985), ujawniła rażąco nieodpowiednią reakcję organów ścigania w tamtym czasie, co pozwoliło recydywistom uniknąć ścigania, podczas gdy ich partnerzy nadal poddani przemocy, często ze skutkiem śmiertelnym. W odpowiedzi oddolny ruch rzeczników ofiar ustanowił schroniska i inne usługi dla ofiar, jednocześnie lobbując stanowe organy ustawodawcze w Stanach Zjednoczonych, a następnie w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i innych krajach, aby uchwalić nowe prawa, które pociągałyby przestępców do odpowiedzialności ( Buzawa i Buzawa , 2002; Russell, 2010).

 

Geneza paradygmatu płci, definicje i wszechobecność

 

Mniej więcej w tym samym czasie naukowcy z University of New Hampshire zaczęli informować o wynikach dwóch reprezentatywnych badań reprezentatywnych w całym kraju, które wykazały, że wskaźniki wiktymizacji IPV są porównywalne dla wszystkich płci, przy czym około 6 milionów mężczyzn i 6 milionów kobiet doznaje jakiejś formy przemocy fizycznej napaść ze strony swojego partnera każdego roku (Straus, Gelles i Asplund , 1990). Ustalenia te spotkały się ze sceptycyzmem lub zostały odrzucone przez adwokatów ofiar, którzy poświęcili swoje wysiłki wyłącznie na pomoc maltretowanym kobietom. Z perspektywy czasu ten opór był wówczas zrozumiały, biorąc pod uwagę, że badania nad IPV były wciąż w powijakach, a wiadomości skupiały się na poważnie wykorzystywanych kobietach. Wiadomo było również wtedy, tak jak wiadomo obecnie, że mężczyźni popełniają większość przestępstw z użyciem przemocy (79,5%; Federalne Biuro Śledcze, 2017). Na całym świecie kobiety są wykorzystywane i maltretowane przez mężczyzn na różne sposoby, w tym morderstwa w posagu (Rudd, 2001), handel ludźmi w celach seksualnych (Kotrla , 2010) i gwałty. Mężczyźni dopuszczają się 97,2% wszystkich zgłoszonych gwałtów (Federalne Biuro Śledcze, 2017), głównie (ale nie wyłącznie) na kobietach.

Z tych powodów, a także dlatego, że ruch obrony praw ofiar IPV wkrótce połączył się z szerszym feministycznym ruchem politycznym – o wiele bardziej wpływową siłą niż badacze nauk społecznych pracujący we względnym zapomnieniu – polityka aresztowań i interwencji IPV odzwierciedlała i nadal odzwierciedla to, co Profesor Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej Donald Dutton i inni nazwali paradygmatem płci. Paradygmat płci przedstawia przemoc domową jako problem mężczyzn napadających na kobiety, z wynikającymi z nich założeniami dotyczącymi czynników ryzyka, dynamiki i motywów (Dutton i Nicholls, 2005). Badacze w Wielkiej Brytanii i innych krajach określają to jako perspektywę feministyczną (Dixon i in., 2012). W Szkocji jest to znane po prostu jako „wspólna historia” (Dempsey, 2013), nawiązując do wszechobecności tego paradygmatu w społeczeństwie i systemie sądownictwa. Bez względu na terminologię zakłada się, że IPV jest zjawiskiem „płciowym” — to znaczy stosowaniem lub groźbą fizycznego znęcania się i innych form kontroli ze strony mężczyzn wobec intymnych partnerek w celu egzekwowania męskich przywilejów w patriarchalnym społeczeństwie (Dobash i Dobash ) . , 1979, 1988; Kang i in., 2017; Pence i Paymar , 1993; Wood, 2013). W związku z tym polityka IPV koncentrowała się głównie na aresztowaniach i resocjalizacji podejrzanych mężczyzn oraz ochronie ofiar płci żeńskiej poprzez szereg usług prawnych i wsparcia (np. zakazy zbliżania się, schroniska). Od kilkudziesięciu lat pogląd ten całkowicie dominuje w politykach aresztowań, ścigania i leczenia IPV w Stanach Zjednoczonych i wpływa na decyzje dotyczące opieki nad dzieckiem w systemie sądów rodzinnych, głównie dlatego, że jest tak szeroko i bezdyskusyjnie akceptowany. Wiadomości rzadko, jeśli w ogóle, donoszą o mężczyznach lub mniejszościach seksualnych jako wykorzystywanych stronach. Załóżmy, że ktoś chce szukać poza nagłówkami. W takim przypadku dokładne statystyki IPV można znaleźć w recenzowanych czasopismach, ale źródła te są dostępne tylko dla naukowców akademickich. Z drugiej strony istnieje niekończący się strumień dezinformacji na temat częstotliwości, dynamiki i wyników IPV na stronach internetowych, dostępnych dla każdego. Na przykład Hines (2014) przeanalizował strony informacyjne czołowych organizacji wspierających ofiary, takich jak National Coalition Against Domestic Violence oraz jej różne oddziały lokalne i stanowe, i stwierdził, że prawie jedna trzecia agencji przedstawia fałszywe fakty na temat IPV. Paradygmat informuje o sposobie, w jaki policja jest szkolona do prowadzenia dochodzeń IPV (Hamel i Russell, 2013), dominuje w ustawach stanowych, które regulują nakazane przez sąd programy interwencyjne dla przestępców (Babcock i in., 2016) i jest widoczny wśród pracowników schronisk i osób zajmujących się zdrowiem psychicznym profesjonalistów (patrz Follingstad i in., 2004; Hamel i in., 2007, 2009; oraz Russell i Torres, 2020, aby zapoznać się z przeglądem).

Pomimo poważnych niedociągnięć obecnej policji zajmującej się aresztowaniami i ściganiem, co zostało obszernie udokumentowane w tym tomie, publikacje American Bar Association (ABA) skupiają się wyłącznie na prawach ofiar płci żeńskiej, oprawiają przemoc domową w od dawna dyskredytowane ramy ideologiczne jako „płeć „przestępczości” oraz rozpowszechniać fałszywe i wprowadzające w błąd poglądy dotyczące przyczyn, dynamiki i konsekwencji przemocy domowej (American Bar Association, 2001; American Bar Association Commission on Domestic & Sexual Violence, 2021; Dutton i in., 2009). Nic dziwnego, że anegdotyczne i empiryczne dowody sugerują, że praktykujący adwokaci są głęboko błędnie poinformowani na ten temat (Hamel, 2016; Hamel i in., 2009).

Wśród rosnącej części interesariuszy zaangażowanych w politykę interwencji IPV, przyznano, że wskaźniki napaści IPV są bardziej symetryczne w zależności od płci, niż wcześniej sądzono. Co więcej, uczeni odkryli, że problem ten wiąże się z innymi czynnikami ryzyka poza strukturami patriarchalnymi – między innymi urazami z dzieciństwa, chorobami psychicznymi i nadużywaniem substancji (Hamel, 2009). Rozważając jednak motywy, nadal wprowadza się zasadnicze rozróżnienie, fałszywie, między przemocą mężczyzn i kobiet, przy czym zakłada się, że pierwsza jest spowodowana potrzebą sprawowania władzy i kontroli nad ofiarą, a druga jest popełniana przede wszystkim w samoobronie ( Dragiewicz , 2008; Kimmel, 2002) lub jako sposób wyrażania emocji, a nie w celach instrumentalnych ( Hamberger i in., 1997; Swan i in., 2008).

Dowody badawcze

Niemniej jednak współczesne dowody naukowe dostarczają nikłego wsparcia dla paradygmatu płci, w jakimkolwiek z jego przejawów, z pewnością nie w Stanach Zjednoczonych i innych krajach rozwiniętych. Wśród najbardziej godnych uwagi i istotnych ustaleń dotyczących wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych i reakcji na zdrowie psychiczne, omówionych bardziej szczegółowo w innym miejscu tej książki, znajdują się następujące:

1.   Ogólne wskaźniki wykorzystywania partnerów intymnych, definiowane jako jakakolwiek agresja fizyczna, seksualna i psychiczna, są porównywalne dla obu płci i są również porównywalne dla różnych orientacji seksualnych. Jednak mężczyźni dopuszczają się napaści na tle seksualnym znacznie częściej niż kobiety.

2.   Podczas gdy niektórzy mężczyźni są zmotywowani do napaści na swoje partnerki, aby zachować męskie przywileje, większość robi to ze względów osobowościowych i związanych z relacjami — aby dostać to, czego chcą, ukarać, z zazdrości, w odwecie, gdy są pod wpływem substancji, w -obrony lub wyrażania złości lub innych emocji. Motywy sprawców LGBTQ+ są takie same, jak sprawców heteroseksualnych.

3.   Kobiety dopuszczają się IPV z tych samych powodów co mężczyźni, przy czym samoobrona jest jednym z najmniej popieranych motywów.

4.   W większości związków, w których występowała agresja fizyczna, oboje partnerzy są agresywni, a napady są inicjowane średnio równie często przez partnerkę, jak i partnera. Biorąc pod uwagę agresję psychologiczną, odsetek agresji dwukierunkowej jest znacznie wyższy.

5.   Bezsprzecznie kobiety doznają najpoważniejszych obrażeń i stanowią około 80% ofiar zabójstw ze strony partnera. Jednak większość urazów związanych z IPV jest stosunkowo niewielka i dotyczy mężczyzn i kobiet w porównywalnej liczbie. Jest to kluczowa kwestia dotycząca zasad aresztowania i ścigania, biorąc pod uwagę, że obrażenia nie są wymagane w większości stanów, aby doszło do aresztowania.

6.   Osoby aresztowane za przestępstwa związane z IPV są powszechnie określane jako maltretujący, powszechnie definiowani jako przewlekły wzorzec napaści fizycznych wraz z dominującym i kontrolującym zachowaniem, które z czasem się pogarsza. Niewielki odsetek przestępców jest odpowiedzialny za większość przypadków powtarzającej się przemocy, a większość oskarżonych angażuje się głównie w rzadką przemoc na niższym poziomie, która nie powoduje żadnych obrażeń lub są one minimalne. Przemoc nie jest częścią ogólnego wzorca dominacji i kontroli, ale zamiast tego wynika z eskalacji konfliktów i słabej kontroli impulsów i niekoniecznie pogarsza się z czasem. Wzorce te istnieją również wśród populacji LGBTQ +.

7.   Krótkoterminowy wpływ obserwacji IPV przez ojca, w przeciwieństwie do matki, jest nieco większy na dzieci w zakresie ich stanów emocjonalnych (np. lęk, depresja). Być może wynika to z bardziej przerażającego charakteru przemocy ze strony ojca. Jednak dzieci są narażone na ryzyko przejawiania zachowań i problemów w nauce, niezależnie od płci rodzica. Ponadto, ponieważ uczenie się przez obserwację nie zależy od wielkości i siły aktora, dzieci, które obserwują IPV przez któregokolwiek z rodziców, są na dłuższą metę narażone na ryzyko popełnienia IPV w okresie dojrzewania i dorosłości oraz wykazują różne zaburzenia zdrowia psychicznego i uzależnienia. Odkrycia te są szczególnie istotne dla osób oceniających opiekę nad dzieckiem, sędziów i adwokatów.

8.   Dzieci, które są świadkami fizycznej napaści jednego z rodziców na drugiego, niekoniecznie są bardziej dotknięte psychicznie niż dzieci, które są świadkami znęcania się słownego lub po prostu intensywnych kłótni, chyba że ataki fizyczne prowadzą do poważnych obrażeń.

9.   Dwa najbardziej wszechobecne narzędzia stosowane w szkoleniu IPV, tak zwane „Koło władzy i kontroli” Duluth oraz trójfazowy „Cykl przemocy” Lenore Walker, mogą być pomocne w niektórych kontekstach, ale są uproszczone i mogą też wprowadzać w błąd. Ta pierwsza rzekomo jest obejmującą kategorię taktyk przemocy psychicznej stosowanych przez sprawców w celu zdominowania swoich partnerek, ale jest niekompletna i pierwotnie miała mieć zastosowanie tylko do heteroseksualnych przestępców płci męskiej; Obecnie stosowane oparte na dowodach miary znęcania się psychicznego opierają się na populacjach zarówno sprawców płci męskiej, jak i żeńskiej. Ponadto tak zwane zachowania władzy i kontroli, czyli przemoc psychiczna, nie zawsze są dokładnie zdefiniowane, a ich wpływ na ofiary zależy od wielu czynników, m.in. lub groźba takiej przemocy. W sprawach spornych dotyczących opieki nad dzieckiem zarzuty „władzy i kontroli” mogą czasami odnosić się jedynie do intensywnego i wrogiego, ale poza tym normalnego konfliktu w związku.

10.   Ten ostatni trafnie opisuje tylko jeden typ dynamiki IPV – konkretnie heteroseksualnego sprawcę płci męskiej z cechami osobowości typu borderline, jedynego lub dominującego agresora w związku, z heteroseksualną kobietą, która jest jedyną lub główną ofiarą. Model Walkera nie uwzględnia znacznie bardziej powszechnych odmian wzajemnie eskalującej dynamiki par, zachowań aspołecznych lub psychopatycznych przestępców, przemocy ze strony kobiet z pogranicza czy IPV tej samej płci.

Zgromadzone dowody naukowe jasno wskazują, że „wspólna historia” (paradygmat płci) jest właśnie tylko tym – historią. Dla prawdziwych wierzących w paradygmat płci ta narracja albo potwierdza ich osobiste doświadczenia, albo rezonuje z ich wrażliwością polityczną. Dla większości wydaje się to dość prawdopodobne, biorąc pod uwagę pewne zawieszenie niedowierzania i zapewnia proste wyjaśnienie spraw, których nie są skłonni badać. Ale dla nieszczęsnych ofiar i członków rodzin, na których polityka IPV wywarła niekorzystny wpływ na poziomie indywidualnym, paradygmat płci to nic innego jak zgubne kłamstwo.

 

Konsekwencje paradygmatu

 

Zakres, w jakim obecna polityka w zakresie aresztowań, ścigania i leczenia była skuteczna w zmniejszaniu wskaźników IPV, pociąganiu sprawców do odpowiedzialności i zapewnianiu bezpieczeństwa ofiar, jest przedmiotem ciągłej debaty (Buzawa i in., 2017; Eckhardt i in., 2013 ) . . Problemy z pomiarem są znaczne, w tym różny charakter ankiety epidemiologicznej i konkretnych zastosowanych pytań, zróżnicowanie skuteczności polityk dotyczących IPV z ogólnym spadkiem brutalnych przestępstw oraz określenie, w jaki sposób mierzyć zaniechanie (np. dane wymiaru sprawiedliwości, zgłoszenia ofiar, funkcjonowanie w zakresie zdrowia psychicznego, satysfakcja ze związku). Niemniej jednak panuje powszechna zgoda co do tego, że można zrobić więcej ( Buzawa i in., 2017; Hamel, 2009).

Istnieje kilka możliwych przyczyn ograniczonej skuteczności obecnych polityk IPV. Może to obejmować opór wielu członków naszego społeczeństwa przed uznaniem IPV za wystarczająco poważne, by można je było zgłosić jako przestępstwo, brak współpracy ofiar, ograniczenia organizacyjne i biurokratyczne, ograniczenia budżetowe i tradycyjne przekonania religijne. Istnieje również napięcie między nadmierną reakcją praworządności na tak złożony problem, zakładającą, że wszystkie sprawy IPV są poważnymi sprawami karnymi, podobnymi do nieudanej wojny z narkotykami, a trudnościami w uzyskiwaniu wyroków skazujących w systemie, w którym zakłada się, że uznaje się za niewinnego do czasu udowodnienia winy. Innym powodem jest utrzymywanie się paradygmatu płci, który sprzyja stereotypizowaniu sprawców (Boushey, 2016; Douglas i Hines, 2011; Hine i in., 2020; Lysova i in., 2020; Tsu i in. , 2010 ) .

Pozornie liberalny, „feministyczny” etos paradygmatu zależy od reakcji organów ścigania, która jest w najlepszym razie niezdarna, ale ma dobre intencje, a w najgorszym całkowicie nie przejmuje się postępowymi wartościami praw obywatelskich (Corvo i Johnson, 2012 ) . Postawmy sprawę jasno: wiele dobrych i trwałych wartości osiągnięto dzięki ruchowi kobiet maltretowanych. Przemoc między żonatymi, konkubinatami i randkowiczami jest obecnie traktowana poważnie, zarówno wśród opinii publicznej, jak i instytucji odpowiedzialnych za naszą ochronę. Obecnie obowiązują przepisy, które sprawiają, że IPV jest przestępstwem podlegającym karze, w tym przepisy dotyczące przestępstw (np. gwałtu małżeńskiego), które wcześniej nie istniały, a policja nie uważa już przemocy ze strony partnera jedynie za kłótnię rodzinną. Niemniej jednak prawa te zostały ograniczone. Oczywiście wiele kobiet pozostaje w niebezpieczeństwie poważnej, potencjalnie śmiertelnej przemocy ze strony partnerów płci męskiej, którym udaje się uniknąć ścigania za swoje zbrodnie. To poważny problem. Jednak ofiary płci męskiej i mniejszości seksualne mają jeszcze mniejsze szanse na uzyskanie sprawiedliwości, ponieważ polityka aresztowań i interwencji zbyt często nadal przedstawia IPV przede wszystkim w kategoriach sprawców płci męskiej i ofiar płci żeńskiej. Badania przeprowadzone w ciągu ostatnich 30 lat wskazują, że IPV wykracza daleko poza ten historyczny paradygmat i pilnie potrzebuje reformy wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych. Oprócz utrudniania naszych zbiorowych wysiłków na rzecz skutecznego zmniejszenia wskaźników IPV w naszych społecznościach, paradygmat płci, energicznie broniony przez jednostki, które postrzegają siebie jako orędowników praw kobiet, nadal opiera się na anachronicznych zasadach i odrzuca badania oparte na badaniach empirycznych, które mogą prowadzić do życzliwego seksizmu ideologie2, które służą jedynie wzmocnieniu zmęczonych stereotypów o kobietach jako bezradnych, dziecinnych stworzeniach pozbawionych podmiotowości (Hamel, 2020b). Zamiast tego, ta książka dostarcza danych opartych na dowodach, które, miejmy nadzieję, mogą doprowadzić do niezbędnych reform w kierunku większej integracji, aby uwzględnić wszystkie ofiary.

Źródło: https://www.amazon.co.uk/Gender-Domestic-Violence-Contemporary-Intervention/dp/019756402X