Douglas Darnall autor książek „Ofiary rozwodu: zrozumienie alienacji rodzicielskiej”, prezes PsyCare, Inc. i dyrektor klinicznym Liberty Clinic. PsyCare ma osiem ambulatoryjnych klinik zdrowia psychicznego w północno-wschodnim Ohio. Dr Darnall uzyskał stopień doktora na Uniwersytecie Stanowym w Kent i tytuł magistra na Uniwersytecie Stanowym w San Diego. Od 32 praktykujący psycholog, a poprzednio przez dwadzieścia lat pracował w sądzie rodzinnym hrabstwa Trumbull. Zeznawał w dwunastu stanach i służył ponad 1000 rodzinom. Występował w programie Montel i Court TV oraz w wielu audycjach radiowych. Jest autorem i współautorem wielu recenzowanych artykułów na temat alienacji rodzicielskiej
Klucze do sukcesu w terapiach pojednawczych w przypadku alienacji rodzicielskiej.
Po pierwsze, do pojednania nie dojdzie, jeśli dziecko nie ma żadnego kontaktu z alienowanym rodzicem. Pojednanie nie wydarzy się w próżni. Jeśli sąd stwierdza: "Cóż, ograniczymy do zera kontakty z rodzicem i poczekamy, aż dziecko będzie gotowe", to nie zadziała, prawda? Dzieci, szczególnie te będące ofiarami alienacji, nie podejdą nagle do alienatora i nie powiedzą: "Chcę mieć teraz kontakt z drugim rodzicem". Taki scenariusz jest mało prawdopodobny z kilku powodów. Po pierwsze, dzieci żyją według bardzo prostej zasady: jeśli coś jest niekomfortowe, unikaj. Mogą kłamać, uciekać i oszukiwać po to, aby uniknąć dyskomfortu i nie robią tego złośliwie, po prostu chcą odzyskać to poczucie komfortu. Dlatego nie zdecydują się świadomie na dyskomfort związany z kłótnią z alienatorem. Kolejną pomocną opcją dla rodziców pracujących nad pojednaniem są nadzorowane wizyty lub centra odwiedzin. Często słyszę od rodziców pytanie: "Co powinienem zrobić w konkretnej sytuacji? Skąd mam wiedzieć, czy robię to, co powinienem?". Odpowiedź zazwyczaj bazujemy na tym, co zmniejszy niepokój u dziecka. W tym kierunku chcemy zmierzać, zmniejszyć niepokój u dziecka. Jeśli tworzymy sytuacje, które wzbudzają w dziecku niepokój, to pogarszamy jedynie swoją sytuację. Dlatego na przykład, jeśli przez dłuższy czas nie było żadnego kontaktu z dzieckiem, najgorsze, co można zrobić, to zacząć tłumaczyć mu, czym jest alienacja i dlaczego drugi rodzic postępuje źle, i przekonywać je, że powinno spojrzeć na tę sytuację z naszego punktu widzenia. Stracimy w ten sposób dziecko. Ono nie chce tego słyszeć. Większość silnie alienowanych dzieci, z którymi rozmawiałem albo ma zupełnie inną interpretację całej sytuacji, albo w ogóle nie chce o niej rozmawiać. A naciskanie na pewno tu nie pomoże. Więc...
Tak, pojawia się jeszcze jeden problem, o którym często zapominamy, bo mamy tendencję do skupiania się jedynie na interesie dziecka, znam go z własnego doświadczenia, jak i z doświadczenia wszystkich innych ekspertów, którzy są tu z nami dzisiaj i jutro. Osoba, która została odrzucona, czyli rodzic będący ofiarą alienacji, jeśli tkwi w takiej sytuacji przez kilka lat, to również zmienia się pod jej wpływem, zazwyczaj bardzo negatywnie. Dlatego na przykład nierzadko boi się on pojednania, ponieważ skutki alienacji potrafią być na tyle głębokie, że rodzic nie czuje już więzi z dzieckiem. Czuje się tak oddalony, odłączony i obcy, i był tak często odrzucany, że boi się pojednania, mimo, że tak naprawdę go pragnie. Potwornie boi się też zachowywać się jak rodzic, na przykład skarcić czy zdyscyplinować dziecko, bo boi się, że zostanie to później wykorzystane przeciwko niemu. Tak jak zostało już wykorzystane wiele razy wcześniej. Tak, na przykład.
Dobrze, następnie pytanie brzmi: co jest najważniejsze przy pojednaniu z wykorzystaniem nadzorowanych wizyt?
Okej, po pierwsze, należy zwrócić szczególną uwagę na to, kto nadzoruje spotkanie. Osobiście uważam, że wizyty nadzorowane i centra odwiedzin są nadmiernie wykorzystywane. Mimo, że sam byłem jednym z założycieli naszego lokalnego centrum odwiedzin i na pierwszy rzut oka wydaje się to sensowne, mam jednak też pewne zastrzeżenia. Uważam, że nadzorowanie wizyt ma sens, jeśli istnieje przekonanie, że rodzic stanowi jakieś zagrożenie dla bezpieczeństwa dziecka, psychicznie lub fizycznie. Naturą nadzoru jest więc alienacja, ponieważ potwierdza to u dziecka przekonanie, że rodzic jest dla niego zagrożeniem. Dlatego może to jeszcze pogorszyć sytuację.
Kolejny problem, który widzę szczególnie w centrach odwiedzin, polega na tym, że zazwyczaj panują tam dosyć sztywne zasady, spotkania często odbywają się w zamkniętych pokojach i nie ma możliwości dotknięcia i przytulenia dziecka. Jednak podkreślę raz jeszcze, że jest to coś, co kontrolować powinno dziecko, nie rodzic. W każdym razie, są oni zamknięci w pokoju przez godzinę i być może są tam jakieś gry i inne rzeczy, bawią się razem i tak dalej, a potem wychodzą i mają mieć w pamięci to piękne doświadczenie. Ilu z was kiedykolwiek siedziało zamknięte ze swoim dzieckiem w pokoju przez godzinę i stwierdziło: "Kurczę, to było piękne doświadczenie"? Myślę, że jest to trochę nierealistyczne z wielu powodów. Jednym ze sposobów na rozluźnienie napięcia i niepokoju u dzieci, ale również u dorosłych, jest aktywność fizyczna. Powinno się umożliwić im zaangażowanie w jakąś aktywność fizyczną, żeby wyszli na zewnątrz, na plac zabaw, zagrali w piłkę, poszli pobiegać, szczególnie z młodszymi dziećmi. Takie aktywności hamują niepokój. Dam wam małą radę, jeśli kiedykolwiek poczujecie się przygnębieni. Czy ktoś z was kiedykolwiek czuł się przygnębiony? Ktoś chce się przyznać? Kiedy czujecie się przygnębieni, poróbcie jakieś ćwiczenia fizyczne. Ćwicząc poczujecie się lepiej. Poczucie przygnębienia może później wrócić, ale ćwiczenia przyniosą wam ulgę. Nasi koledzy lekarze mogliby pewnie wyjaśnić fizjologię, która za tym stoi, ale jest to również pomocne w odbudowywaniu relacji.
Kolejny problem z centrami odwiedzin jest taki, że wizyty nadzorowane często przyznawane są przez sąd, jednak w wyroku nie ma żadnych kryteriów odnośnie do tego, kto jest uprawniony do ograniczenia nadzoru, jakie warunki trzeba spełnić, żeby to mogło się stać i kiedy można to zrobić. Osoby w takiej sytuacji żyją więc w pewnego rodzaju prawnej próżni, a to staje się bardzo frustrujące i niezrozumiałe. Musi być jakiś mechanizm, który to reguluje, ale nie powinno się bazować tego jedynie na czasie, bo można powiedzieć: "Będziecie spotykać się pod nadzorem przez następne pięć miesięcy".
No właśnie, dlaczego przez pięć miesięcy? Co powinno się wydarzyć w ciągu tych pięciu miesięcy, żeby można było ograniczyć lub zdjąć nadzór? Rzadko, nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek widziałem, żeby wyrok sądu to definiował. Przydzielają po prostu wizyty nadzorowane i teoretycznie, jeśli chce się to zmienić, trzeba wrócić do sądu i wydać kupę pieniędzy. To świetne zadanie dla koordynatorów do spraw rodzicielstwa i to oni powinni być zaangażowani w ten proces, mogliby to oceniać i dostać upoważnienie od sądu do modyfikacji czasu spotkań i nadzoru. Jednak to również powinno znaleźć się w wyroku sądu. Tak, jeśli chodzi o koordynatorów do spraw rodzicielstwa, ważne jest również, aby pamiętali oni, w jaką rolę wchodzą i skupili się na ułatwieniu procesu pojednania. Uważam, że to, co powiedział Doug jest absolutnie prawdziwe, że o wiele lepiej jest myśleć o tym nie jak o nadzorze, a raczej sytuacji terapeutycznej, gdzie koordynator taki spotkałby się z dzieckiem wcześniej i stworzył z nim pewną relację. Mógłby również wytłumaczyć dziecku, czego może się spodziewać i oczywiście zaaranżować spotkanie w lepszym środowisku, niż zamknięty pokój, a później pracować nad tym, bawić się i używać strategii, które pomogą osiągnąć cel. To, co ja najbardziej lubię robić w mojej praktyce, to jako że moje biuro znajduje się trzy czwarte mili od plaży Fort Lauderdale, często aranżuję spotkania na plaży, gdzie rodzic i dziecko mogą pójść na długi spacer. A sam dystansuję się wtedy w stopniu, jaki uważam za stosowny. Tak, arteterapia również może być pomocna. Rodzic i dziecko mogą robić razem kolaże i tak dalej, oboje dobrze się przy tym bawią, a aktywność stanowi spoiwo, które tworzy między nimi więź.